Słowik to czy skowronek?

Uwaga, post o ptakach – czytasz na własną odpowiedzialność. Chociaż właściwie nie tyle o ptakach, co o ich miłośnikach (ornitofilach?).

Ale od początku.

Biegnę ja sobie dzisiaj dla zdrowia i lansu po okolicy, pot czoło zalewa, na lewo krzaki, na prawo kanałek, znaczy się wszystko jak trzeba, kontakt z przyrodą jest. Komarów jeszcze nie ma, ale spokojnie, następnym razem będą. Godzina już prawie wieczorna, w pobliskim kościele dzwony n_p__r_al_ją, ale ledwo je słychać, bo z lewa i z prawa ptasie trele się sypią. W większości przypadków warstwa muzyczna, powiedzmy, dość uboga (sójka, bażant), ale i tak jest power i feeling, lubię posłuchać. A potem, jak kukułka zaczyna drzeć ryja, to już w ogóle błogo na sercu. I nagle, w którymś tam kolejnym krzaku – słowik. Siedzi trzy metry ode mnie i, z przeproszeniem pań, nakurwia koncert taki, jaki w naszej szerokości geograficznej tylko on potrafi.

Przystaję zatem pod krzakiem (znaczy się trening właśnie stał się interwałowy) i słucham. No i tu wyłazi ze mnie ornitofil-fetyszysta w najgorszym tego słowa znaczeniu. Bo zamiast chłonąć i przeżywać, myślę “cholera, telefonu nie wziąłem, a mógłbym to nagrać”. A potem, jak już wypatrzę solistę gdzieś tam między gałązki wierzbowemi, to dodaję w duchu “jakbym miał aparat ze sobą, to by niezła fotka była” (co nieprawdą jest zresztą, bo ciemno już się robiło i zoom by nie uciągnął).

No, bez sensu zupełnie. Wyszło, że taki ze mnie ornitofil, co to ptaków potrzebuje głównie po to, żeby je uwieczniać. Jakby temu słowiku i jego koncertu czegoś ubyło tylko dlatego, że nie mam jak go na fejsa wrzucić. Wstyd mi się zrobiło, ale oto drogą z naprzeciwka nadjeżdża jeszcze – jak się okazało – gorszy przypadek ornitofila. Taki, co to ptaków potrzebuje głownie po to, żeby je rozpoznawać. I głośno mówić o tym.

Ornitofil dla niepoznaki ma postać pani w średnim wieku na rowerze. Wprawnym uchem natychmiast wyczuwa, co mnie pod tym krzakiem trzyma i pyta “A wie pan, co to za ptaszek?”. Pytanie oczywiście czysto retoryczne, bo mimo że odpowiadam “Wiem”, i tak pada nieuniknione “Słowiczek!”. Umarłaby, jakby nie powiedziała.

Równie irytujący (mnie) jest taki ornitofil w interncie. Znajduje on zdjęcie, dajmy na to, pleszki i zaraz pisze koment “Piękna pleszka!”. I oczywiście nie chodzi o to, że pleszka piękna, tylko że on, komentujący, rozpoznaje, że to pleszka i wybuchnie, jeśli się tą wiedzą nie podzieli ze światem. A co, spytacie, jeśli natrafi na zdjęcie od razu podpisane “Pleszka”? Na podstawie obserwacji własnych odpowiadam: napisze koment “Piękny samczyk”, bo płeć też umie rozpoznać i niechaj świat dowie się o tym.

Jak się dobrze zastanowicie, to okaże się, że spotykacie tego typa również przy innych okazjach. To właśnie on, na przykład, w komentarzach pod dowcipnymi memami wyjaśnia, co w nich jest śmiesznego, żeby wszyscy wiedzieli, że zrozumiał żart.
No, a przecież można inaczej. Przecież można po prostu posłuchać ptaszora, nic nie mówić, spokojnie wrócić do domu i dopiero wieczorem napisać na fejsie posta, w którym niby mimochodem przemyca się informacje o tym, że się umie rozpoznać po głosie sójkę, bażanta, kukułkę i słowika, a ponadto biega się wieczorami, tężyznę fizyczną budując.

2 thoughts on “Słowik to czy skowronek?

  1. Wtedy polecam komentarze typu “jaki dorodny Phoenicurus” lub “to mój ulubiony muchołówkowaty”. Możliwości nigdy nie zabraknie. Byleby motywacja była.

    Like

Leave a comment