Bachor

Nigdy wcześniej nie reklamowałem na Kompostowni swojej pozakompostownianej twórczości, ale w tym wypadku wydaje mi się, że i język, i typ humoru, i grupa docelowa są dość podobne do tego, co robię tutaj, więc zapraszam na cztery akapity autopromocji.

Niecałe 9 lat temu urodziło się nam pierwsze dziecko. Niby opowieści weteranów przygotowują na to, co może wówczas człowieka czekać, ale szok i tak jest. Jedni znoszą to lepiej, inni gorzej. Mnie pierwsze miesiące rodzicielstwa wbiły w podłogę, odchudziły o 10 kilo i zredukowały owłosienie na głowie o 25%. Ale skoro wydawanie potomstwa na świat to najzwyklejsza w świecie rzecz i wszyscy moi przodkowie od 3,8 miliarda lat jakoś sobie z tym dawali radę, to wysnułem prosty i oczywisty wniosek: jestem beznadziejny.

I tak sobie w poczuciu tej swojej beznadziejności pchałem wózek Jedo Fyn po osiedlu, aż natrafiłem w otchłaniach internetu na magazyn “Bachor”, reklamujący się jako “bezradnik dla nieudacznych rodziców”. Pismo niby miało charakter obrazoburczo-satyryczny, prowokowało i ociekało wulgaryzmami, ale w sumie jako jedno z nielicznych mediów mówiło prawdę o rodzicielstwie. Nie całą prawdę, oczywiście, ale ten właśnie jej kawałek, którego media pogodne i kolorowe nie chciały pokazywać. Pokochaliśmy z żoną “Bachora” od pierwszego wejrzenia. I nie tylko my. To był hit wśród rodziców Anno Domini 2011-2012. Kto pamięta, łapka w górę.

Co więcej, moja identyfikacja z “Bachorem” była na tyle silna, że kiedy Redakcja, złożona z samych matek, rzuciła hasło “niech ojcowie też coś napiszą”, następnego dnia wysłałem swój tekst i wkrótce zostałem stałym współpracownikiem. Robiłem wtedy w bardzo poważnym instytucie związanym z edukacją dzieci oraz pisałem podręczniki dla młodzieży szkolnej, więc uznałem, być może trochę na wyrost, że dla moich pracodawców tego typu twórczość może być pewnym problemem wizerunkowym. Pisałem zatem pod pseudonimem “Ojciec Doktor”. A skoro już zszedłem do podziemia, to postanowiłem nie sypać się nawet przed znajomymi. O moim udziale w Bachorze wiedziało dosłownie kilka osób, a obserwowanie, jak nieświadomi (a zatem szczerzy) koledzy i koleżanki lajkują i udostępniają moje teksty, to była naprawdę wielka radość. Coming out robię dopiero dzisiaj.

Bachor jako magazyn internetowy pożył przez kilka czy kilkanaście numerów i odpłynął w niebyt, pozostawiając miłe wspomnienia. I chyba wszyscy zainteresowani mocno się zdziwili, kiedy w zeszłym roku Krytyka Polityczna wymyśliła, że zbierze bachorowe teksty i wyda je w postaci prawdziwej papierowej książki (oraz prawdziwego niepapierowego e-booka). Plan się powiódł i od tego tygodnia można już “Bachora” nabywać w księgarniach, do czego serdecznie zachęcam. Prawie 300 stron tekstów trzech zdolnych matek i trochę moich. Jak sobie do nich teraz zajrzałem, to pomyślałem z ulgą (a może i odrobiną nostalgii), że w moim życiu ten etap już minął, bo dzieci są już na tyle duże, że bardziej przypominają ludzi niż apokalipsę. Ale na pewno znacie kogoś, komu bachorowe mądrości się przydadzą.

https://wydawnictwo.krytykapolityczna.pl/bachor-krytyka-polityczna-837

Z aseptycznym pozdrowieniem,

Ojciec Doktor

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s