Las w listopadzie

Pojechałem dzisiaj do lasu. Nieduży to las i w całości mieści się w granicach miasta stołecznego Warszawy, ale jak byłem dzieckiem, to był Stumilowy i trochę jest do dzisiaj. Zresztą, w porównaniu z innymi miejscami, które pamiętam z dawnych lat, zmienił się bardzo niewiele, więc nieodmiennie czuję się w nim u siebie, czyli dobrze. Jak […]

Mewy

Mewa to ptak bardzo piękny, gdy ją najdzie na latanie. Gdy szybują w górze mewy, bardzo lubię patrzeć na nie. Teraz, siedząc przy biureczku, widzę obok blok sąsiada Z uwzględnieniem dachu, anten, parapetów i mew stada. Mewy, zamiast rozpościerać skrzydła na wzór albatrosów, Siedzą, łypiąc w dachu papę, bo mój sąsiad mewy popsuł. W bistro […]

Dzieci są jak cycki

No, naprawdę są. Kto ma małe, chce mieć duże. Kto ma duże, mówi, że wtedy to dopiero są kłopoty. Fajnie jest mieć własne. Ale jeśli są ci potrzebne tylko po to, żeby się od czasu do czasu pobawić, to lepiej sprawdzą się cudze. Są na nie takie specjalne nosidełka. Zaskakująco drogie. Ludzie dzielą się na […]

Książę

Będąc młodym mną, jakoś pod koniec liceum chyba, napisałem utwora na konkursa do gazety. Gazeta chciała, żeby stworzyć wiersz w tzw. układzie rozkwitania. Polega on na tym, że każda kolejna linijka (zwrotka?) jest powtórzeniem poprzedniej z dodanym jednym słowem. Co ciekawe, ta forma literacka, przynajmniej w moim wydaniu, ma jedną cechę wspólną z komentarzami pod […]

Przerwa techniczna

Drodzy Czytelnicy, niniejszym ogłaszam przerwę w działalności Kompostowni. Wcześniej tłumaczyłem swoją słabnącą aktywność brakiem czasu, ale to chyba nie do końca prawda. Bo przecież ja nigdy nie miałem czasu na Kompostownię. Każdy post powstawał kosztem czegoś. Najczęściej, oczywiście, snu, ale nierzadko też kosztem obowiązków zawodowych czy – o, zgrozo! – domowych. A jednak jakoś się […]

Nie no, świetny, kurwa, pomysł! Cz. II. Kieliszki

Nie no, świetny, kurwa, pomysł! Zróbmy imprezę formatu grande de lux, jakieś wesele, chrzciny, bal dziennikarza czy inne rozdanie Oscarów, zaścielmy stoły śnieżnobiałymi obrusami, poczekajmy, aż się zejdą wytworni goście w tych wszystkich megaodpicowanych, odprasowanych, w pralni wypranych, nakrochmalonych, ledwo spłaconych frakach-gorsach koktajlowych, half-canvasach na ramiączkach, no-smokingach lub princeskach z logo mistrza lecz bez pleców, […]

Po świątyni Kalliopy drepcą me w sandałach stopy

Działo się to wiosną zeszłego roku. Większość poniższego tekstu napisałem właśnie wtedy, na świeżo, ale nie dokończyłem, bo coś, i nie opublikowałem aż do teraz. I wielka szkoda, bo gdybyście historię poznali wtedy, a epilog dopiero dzisiaj, to byłoby pierdolnięcie, a tak to jest jedynie tani lans. Trudno. A było to tak. Pięknego wiosennego dnia […]